dla wytrwałych

027. update

Minęło 10 lat, a widzę, że czasami ktoś tu jeszcze zagląda. Bardzo miło mi się czytało te komentarze. Niestety, Surowicy nigdy nie dokończył...

12 kwietnia 2012

001. SUROWICA (0)

TEKST POPRAWIONY DO POBRANIA TUTAJ. Jeli pobierasz, napisz mi o tym gdzies w komentarzu na blogu.

PROLOG





Historie naszego życia to do siebie mają, że opowiadane, urywają się już na samym początku oraz zrywają przy końcu, są wyrwane z kontekstu, obdarte z tła, pozbawione kolorów, wyzute ze smaku. Istnieją gdzieś w głębi naszej podświadomości w jedynej właściwej formie, snują się w zakamarkach umysłu, obijają o granice rozumu, co jakiś czas przebłyskami wspomnień przypominając o swoim bycie. Tylko tam pozostają takie, jakie są naprawdę, czasami jedynie wypierane przez lepsze, zmyślone wersje, nigdy tak naprawdę nie zastąpione. Bywają jednak historie, które nie wydostaną się poza granice naszej świadomości. Już nie zabrzmią ponownie, nie sięgną uszu postronnych — zagnieżdżają się tylko głęboko w sercu, w umyśle, w duszy, pozostają tam, czasami nawet na długo zapomniane. Tak bardzo niedoskonała ludzka mowa nie jest w stanie w żadnym języku, używana nawet przez najsprawniejszego mówcę, oddać ulotnymi przecież słowami gwałtowności emocji, gęstości atmosfery, cudowności uniesień.

Jako mały chłopiec Iwan Pietruczuk nie przypominał nikogo i niczego. On po prostu był, zawieszony gdzieś między wczoraj a dzisiaj, teraz a kiedy indziej, dobrze a źle, między szczęściem a nieszczęśliwością. Chociaż zachowywał się na co dzień normalnie, miał kolegów, z którymi grał w piłkę, w nocy w samotności czytał z zapartym tchem pod kołdrą powieści przygodowe i podkradał kucharce z garnka słodką śmietankę do sosów, to wciąż pozostawał pustą, niezdolną do protestu przeciwko nie swoim wartościom skorupką. Początkowo bierny i wciąż jeszcze Piotr, a nie Iwan, nie opierał się planom ojca, był apatyczny i niezdolny do walki o swoje życie, pusty w środku i taki nieludzki. 
Pan Borys Pietruczuk, człowiek wiecznie zajęty, zabiegany, zainteresowany wszystkim poza swym jedynym synem, o smutnych, wyblakłych oczach, cienkich, jasnych włosach i kościstej twarzy przypominał bardzo kanciasty wielokąt. Miał jednak wiele dziwnego uroku, który podoba się niektórym kobietom, szybko więc znalazł pocieszenie po swojej żonie Kalince, zmarłej po porodzie; wręcz nieprzyzwoicie szybko. Miewał kochanki na dłużej i krócej, pacjentki i pielęgniarki, ładniejsze i brzydsze, uprzejme i zgryźliwe, wszystkie jednak cechowało jedno: w Borysa wpatrywały się jak w obrazek. Okręcał je wokół swojego kościstego palca, z rozkoszą patrząc, jak uwierają je jego kanciaste knykcie i ostre paznokcie. Rzucał je potem, zazwyczaj nagle i bez powodu, odprawiając lekceważąco, nie siląc się na uprzejmości, a urok jego pryskał natychmiast. Chciał on ze swojego syna także zrobić lekarza, po znajomości, już na wstępie doprowadzić prawie na sam szczyt, a potem patrzeć, jak młody Piotr wspina się jeszcze wyżej, zbiera pochwały, gratulacje i worki ze złotem, a następnie zabierać mu te wszystkie zaszczyty, jakby ich oddanie było powinnością niekochanego dziecka. 

Był w jej rodzinie od zawsze, snujący się jak widmo, pojawiający letnimi wieczorami lub jesiennymi popołudniami, małomówny i niechętny, wiecznie sceptyczny i niewdzięczny, lecz wciąż druh i przyjaciel, choćby tylko z przyzwyczajenia. Jako mała dziewczynka bardzo go nie lubiła i zawsze wyczekiwała, aż odjedzie — bił od niego już za młodu smród wódki, zgorzknienia i niechęci względem innych. W wieku lat sześciu, a więc gdy mgła nieświadomości zaczęła się przerzedzać, wspominała go jako smukłego mężczyznę o spojrzeniu niezwykle bystrym, świdrującym i groźnym. Nie zaczepiał jej nigdy, nie głaskał po głowie, nie zachwycał się jej urodą, nie prosił o wierszyki — siadał tylko przy drewnianym blacie stołu i pił łapczywie, i jadł z jeszcze większym apetytem, jakby nigdy nie miał już skosztować żadnego jedzenia ani napoju. Bywało, że zachęcona jego co lepszym humorem podchodziła i obserwowała na tyle, na ile mogła to robić, nie bojąc się jednocześnie zbyt bliskiego kontaktu.
Iwan w tym wszystkim był najpierw tłem, a potem węzłem scalającym ich życie w swego rodzaju udawaną jedność. Prawdą też było, że gdzie się młody Pietruczuk pojawił, tam czuć było coś dziwnego, niepokojącego i niechcianego. Widmo, które wnikało w ich dusze i przesycało umysły, kłujące uczucie nadchodzącej niewiadomej, nieprzyjemne wrażenie, że wszystko to wokół nas jest pozbawione sensu i celu, że życie nasze to tylko zbiór pustych, nic nie znaczących przykrości i radosnych uniesień.

3 komentarze:

  1. Właśnie przeczytałam Prolog.
    Zaciekawił mnie, więc zabieram się do dalszej lektury. Lubię opowiadania historyczne, a w Blogosferze takowych na wysokim poziomie jest niewiele, więc mam nadzieję, iż Surowica spełni moje nazbyt wygórowane oczekiwania :)
    Pozdrawiam!
    My Logorrhea

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo podoba mi się twój styl pisania i tematyka opowiadania. Na większości blogów z opowiadaniami poruszana jest tematyka Harrego Pottera i One Direction, a u ciebie jest coś zupełnie innego opowiadanie historyczne. Prolog naprawdę mi się spodobał, więc zabieram się za czytanie następnych rozdziałów.

    OdpowiedzUsuń
  3. zabieram się za dalsze rozdziały

    OdpowiedzUsuń

Nad ranem

Śpisz jeszcze... Na twych rzęsach — skra drobna poranku.
Strachy śnią się twej dłoni — bo i drga i pała.
Oddychaj tak — bez końca. Czaruj — bez ustanku.
Kocham oddech twej piersi, ruch śpiącego ciała.

Ileż lat już minęło od pierwszej pieszczoty?
Ile dni od ostatniej upływa niedoli?
Co nas wczoraj — smuciło? Co jutro — zaboli?
I czy zabraknie nam kiedyś do szczęścia ochoty?

Przyjdzie noc o źrenicach zaświatowo łanich
I spojrzy — i zabije... Polegniem — snem czynni...
Jak to? Więc musim umrzeć tak samo jak inni?
Jak ci — choćby z przeciwka?... Pomódlmy się za nich...

Bolesław Leśmian, Nad ranem