dla wytrwałych

027. update

Minęło 10 lat, a widzę, że czasami ktoś tu jeszcze zagląda. Bardzo miło mi się czytało te komentarze. Niestety, Surowicy nigdy nie dokończył...

18 kwietnia 2012

007. 37 — 41 — 45 [M]

Tekst napisany na turniej Bitwa na Pióra na forum literackie. Tematem tej rundy był "romans historyczny". Krótka historia o młodzieńczym zakochaniu, godnej podziwu wytrwałości i gorzkim rozczarowaniu.
PS Póki co zwolnię nieco z publikowaniem kolejnych części Surowicy.



37 — 41 — 45


1937 KWESTIA ŻYDOWSKA 

Tadeusz Skowroński nie miał matki, która nauczyłaby go kochać. Zmarła, wydawszy chłopca na świat. To była pierwsza i ostatnia lekcja, jaką mu dała na temat tego pięknego uczucia: jak umrzeć za drugiego człowieka. Tadeusz jednak nie widział w jej odejściu nic pięknego ani wzniosłego. Dla niego była jedynie ofiarą jego pragnienia życia. 
Mieszkał sam z ojcem, Franciszkiem. Był on człowiekiem zgorzkniałym, radykalnym i nieprzyjemnym: i w aparycji, i w sposobie bycia. Jedyne, co był w stanie nauczyć syna, to jak godnie nienawidzić – a i z tych lekcji skorzystać miał później młody mężczyzna, lecz nienawiść skierowana była w zupełnie innym kierunku, niż chciałby pan Skowroński. 
Tadeusz dopiero co skończył szkołę. Nieco przerażony wizją samodzielności i samowystarczalności, tułał się wieczorami po parkach, restauracjach i skwerach ulicznych. Choć od zawsze był raczej samotnikiem, to ostatnimi laty zaczęło mu to wybitnie doskwierać. Nie chciał skończyć jak ojciec, nie chciał tak samo nienawidzić świata oraz samego siebie – a był świadom, że miał ku temu odpowiednie zdolności. 
Zakochał się. Dziewczyna miała na imię Irena i była w jego oczach najpiękniejszym stworzeniem Bożym, jakie kiedykolwiek widział. Poznał ją przez swojego przyjaciela, Władka. Irena była jego daleką kuzynką, która przyjechała na czas wakacji do Warszawy. Miała siedemnaście lat i długie, czarne włosy, które lubiła fantazyjnie spinać lub wiązać, i – co sprawiało, że Tadeusz szalał z zachwytu – nie miała pojęcia, jak ogromne robiła wrażenie. Podziwiał każdy cal jej twarzy: prosty nosek, ładne, ciemne oczka, różane usta. Podobała mu się do szaleństwa jej mimika i gesty – to, jakie miny robiła, gdy czuła się niepewnie, sposób, w jaki się śmiała, ściągnięty w skupieniu wyraz twarzy, gdy przekomarzała się z bratem. Lubił obserwować refleksy światła w jej włosach, podobało mu się, jak się ubierała, jak chodziła, a jej głos był dla niego najpiękniejszą melodią na świecie. Słowem: miłość. Chociaż młodzieńcza i powierzchowna, to bardzo gwałtowna, a już z pewnością na swój sposób namacalna. 
Rozmawiał o niej jeden jedyny raz z Władkiem, na początku lipca. 
– Nigdy o niej nie mówiłeś – mruknął, gdy siedzieli na murku wewnątrz jego kamienicy i palili papierosy. Robili to ostatnio bardzo często, oszołomieni faktem, że mają do tego pełne prawo, i o ile u Władka dochodziła jeszcze kwestia Matki Troskliwej, o tyle Tadeusz nie musiał się przejmować żadną opiekunką. 
– O kim? 
– O Irenie. 
– Niewiele mam z nią kontaktu. Jej rodzice są bardzo… No, wiesz… – Władek zmieszał się. 
– Nie, nie wiem. 
– No… dziwni… Ona w ogóle jest Żydówką, a jej rodzice są ortodoksyjni. 
– Żydówką? 
– To dla ciebie problem? – warknął zaczepnie Władek. 
– Nie, po prostu nie wiedziałem, że masz Żydów w rodzinie, tyle lat cię znam. 
– Bo nie mam – uciął. 
Władek w ogóle nie lubił ani o Irenie mówić, ani do Ireny się zwracać. Większość czasu spędzała, siedząc samotnie w swoim pokoju i Bóg jeden wie, co tam robiła. Tadeusz próbował ją zaczepić, lecz nie należała do rozmownych. Bardzo pragnął poznać ją bliżej, lecz nie miał okazji. Pierwszy raz, gdy rozmawiał z Ireną sam na sam, bez obecności jego przyjaciela, wydarzył się niedługo po tej rozmowie. Zaszedł któregoś popołudnia do Władka, lecz otworzyła mu jego kuzynka. 
– Włodzia nie ma – poinformowała uprzejmie, uchylając drzwi. Serce Tadeusza załopotało w piersi, a żołądek skręcał się bezlitośnie z nerwów. 
– A kiedy będzie? 
– Nie wiem, niedługo raczej, bo nic nie mówił, gdy wychodził. 
– Mógłbym na niego poczekać tutaj? – zapytał, wyczuwając okazję. 
– Tak, oczywiście – odrzekła, chociaż zmieszała się. – Proszę wejść. 
– Nigdy się pani nie przedstawiałem – zaczął uprzejmie, wszedłszy. – Tadeusz Skowroński. 
Ukłonił się. 
– Irena Szpilman. 
Nie wyciągnęła dłoni ani do uścisku, ani pocałunku. Spoglądała na niego nieufnie, ściskając w lewej ręce jakąś książkę. 
– Lubi pani czytać? – zapytał, chcąc nawiązać rozmowę. 
– Tak – odrzekła. 
– Nie jest pani zbyt rozmowna. 
– Pójdę do siebie – oświadczyła. Przekręciła zamek w drzwiach i przemknęła przez korytarz, by koniec końców zamknąć się w pokoju. Gosposia wychynęła z kuchni i uśmiechnęła się dobrodusznie. 
– Tadziu, wejdź, upiekłam pyszne ciasto – zachęciła go. – Nie przejmuj się Irką, jest nieco zamknięta w sobie, ale nie ma złych intencji. 
– Nie, dziękuję, muszę iść… – mruknął. Otworzył drzwi i wyszedł, zapominając o Władku i sprawach, które go do niego przywiodły. 
Do domu wrócił piechotą. Zastanawiał się nad przyczyną niechęci dziewczyny wobec jego osoby, lecz żadne logiczne wyjaśnienie nie przychodziło mu do głowy, ale jako że on nigdy nie miał do czynienia z dziewczętami, to nie zdziwiła go własna bezradność ani trochę. Wbiegł na trzecie piętro, omijając co drugi schodek, otworzył drzwi i przeszedł prawie na palcach do swojego pokoju. Pomachał gosposi, małej, wątłej kobiecinie pani Anieli, a gdy mijał pokój gościnny, usłyszał radio. Zatrzymał się i wsłuchał, a to, co usłyszał, wprawiło go w osłupienie. 
– Dzień dobry, ojcze – przywitał się, wchodząc do salonu. Pan Skowroński siedział przy odbiorniku, pijąc kawę i ściągając twarz w skupieniu. 
– Dzień dobry – odrzekł, unosząc rękę w geście, którym mówił, by mu nie przeszkadzać. 
– Ojcze, czego ty słuchasz? 
– Hitlera – odparł spokojnie. 
– Przecież to nazista. 
Ojciec nie odpowiadał, słuchając radia. 
– Słuchasz nazistów – oświadczył Tadeusz, nie mogąc uwierzyć. 
– Muszę przyznać, że gadają całkiem mądrze – mruknął ojciec. 
– Słucham? 
– Tak, synu. Powinieneś rozszerzyć horyzonty, nie daj się przekabacić tej hołocie. 
– Jakiej hołocie? 
– Już ja wiem jakiej. Szerzą się jak jakaś zaraza. A zarazę należy zwalczać. 
– Mówisz o Żydach? 
– Nie tylko. Jest wiele kwestii, w których naziści mają rację. 
Tadeusz przełknął ślinę, nie mogąc uwierzyć własnym uszom. Nigdy nie zastanawiał się głębiej nad tym, co działo się na zachodzie, ponieważ nie sądził, aby kiedykolwiek miało to jakkolwiek wpłynąć na jego życie. Wpatrywał się w własnego tak bardzo znienawidzonego ojca, czując, jak gotuje się w nim krew. Hitler wykrzykiwał swoje obrzydliwe hasła w radiu, co chwilę popierany gromkimi oklaskami. Chłopak spuścił głowę i wyszedł z pokoju. 
– Synu – rzekł ojciec. Tadeusz zatrzymał się, czekając. – Mam znajomego w Falandze*. Nie zastanawiałeś się czasami nad wstąpieniem do Partii? 
– Nie, nie czuję się dobrze w polityce – odparł, zaciskając pięści. 
– Szkoda. Poczekaj jeszcze, chodź tutaj – polecił ojciec. Chłopak wrócił do salonu. – Pamiętaj o naszych korzeniach, synu, nie ważne, co się by działo. 
– Jakich korzeniach, ojcze? 
– A r y j s k i c h, synu. Twoja babcia, pamiętaj. 
Hitler wykrzykiwał swoje obrzydliwe hasła, popierany gromkimi brawami. 

Zbliżał się koniec wakacji. Pewnego wieczoru wyszedł na spacer, podejrzewając, że prędzej czy później i tak nogi same doprowadzą go do Władka. Za każdym razem, gdy natykał się w domu swojego przyjaciela na Irenę, widział, że go unikała. Nie patrzyła mu w oczy, odpowiadała półsłówkami, a w jej głosie czaiła się niechęć. Był świadom, że niedługo wróci do swojej rodzinnej miejscowości, więc pozostało mu niewiele czasu na działanie. Zauważył, że była bardzo inteligentna i oczytana. Słuchał często, jak rozmawiała z gosposią, i uświadomił sobie, że należała też do niezwykle wesołych, pogodnych osób, tym bardziej więc dziwiła go jej niechęć względem niego. 
Zatrzymał się, usłyszawszy jakieś krzyki. Męskie, niskie głosy, pijacki bełkot, nic groźnego. Spojrzał przed siebie. W przeciwnym kierunku szła grupa starszych od niego mężczyzn oraz paru rówieśników, a wszyscy mieli w rękach butelkę wódki, wiadro, szeroki pędzel lub zwinięty w rolkę plakat. Śmiali się rubasznie, krzyczeli przekleństwa i nawoływali idące szybkim krokiem kobiety. Wycofał się nieco, nie chcąc wchodzić takim osobnikom w drogę. Nagle zatrzymali się przy jednym ze słupów i zaczęli nalepiać plakaty. Tadeusz z daleka nie widział, co na nich było, a bardzo go to ciekawiło. Po chwili grupka pijaków poszła dalej, wciąż śpiewając, przeklinając i śmiejąc się. Nie zauważyli go. Podszedł szybko do słupa, na którym przykleili plakaty, a im lepiej je widział, tym większe obrzydzenie odczuwał. 
Żyd to zwierzę, Żyd to buc. Widzisz Żyda – to go tłucz! 
Nad napisem narysowana była skarykaturowana twarz mężczyzny w pejsach i wysokim meloniku, wykrzywiona w nienawiści. Świeży klej przesiąkał przez papier i ściekał po słupie na bruk. Tadeusz czuł jego ostrą woń, lecz nie dlatego zbierało mu się na wymioty. Wyciągnął rękę i przejechał dłonią po wypisanym czerwoną czcionką haśle. 
Słyszał za sobą zbliżające się kroki, stukanie damskich obcasów. Odwrócił głowę i ujrzał Irenę obwieszoną siatkami z zakupami. Gdy była już całkiem blisko, podniosła na niego spojrzenie, które w ciągu kilku chwil stało się chłodne i nieufne. 
– Dzień dobry – przywitał się, odwracając się. Zamierzała mu odpowiedzieć, lecz ujrzała nad jego ramieniem ów plakat. Zamknęła usta, które wykrzywiła w grymasie obrzydzenia. – To nie ja – powiedział szybko, lecz minęła go bez słowa. Uświadomił sobie, że prawą rękę ma umazaną klejem. – To nieporozumienie, proszę poczekać! 
Pobiegł za nią, lecz ona nie chciała na niego patrzeć. Po jej policzkach spływały łzy goryczy. Złapał dziewczynę za nadgarstek, lecz wyrwała rękę z jego uścisku, upuszczając zakupy na ziemię. Schyliła się i zaczęła wkładać je w pośpiechu do siatek. 
– To nieporozumienie, proszę mnie wysłuchać, to nie tak, ja nic nie mam przeciwko… 
– Nie musi się pan tłumaczyć. Nie warto. Ale skoro ma pan odwagę głosić takie świństwa, to czemu nie powie pan mi ich w twarz, co? 
Dyszała ciężko, pierwszy raz tak wyzywająco patrząc mu w oczy. Otwierał i zamykał usta, zastanawiając się, co powiedzieć, by ją przekonać. 
– Bo to po prostu… nieprawda… Ja panią bardzo lubię! 
– Już mi Władzio opowiadał o wszystkim! O tym, że pan jest taki niechętny względem niego, odkąd się pan dowiedział, że ma Żydów w rodzinie! O pańskim ojcu też mówił! I o tym, że chce pan wstąpić do tej partii… A teraz widzę na własne oczy! 
– To bzdura, ja nie mam nic przeciwko… – tłumaczył się gorączkowo. – To nieporozumienie, to wszystko nieporozumienie, Władek wszystko poprzekręcał! 
– Tak? Ciągle mnie pan zaczepia, a ja widzę, jak pan na mnie patrzy. Tak… dziko… 
Tadeusz zarumienił się. 
– Bo pani mi się bardzo podoba – wybąkał niepewnie. Zamrugała wielokrotnie, a na jej twarzy widniało głupawe zaskoczenie. – Nie wiem, co pani mówił Władek, ale to jakieś nieporozumienie. Dlaczego miałbym panią teraz oszukiwać? Nie rozwieszałem plakatów, ja ich po prostu dotknąłem, tam szli jacyś pijacy, co je przyklejali. A mój ojciec… Ja… nie chcę mieć z nim nic wspólnego. 
– Władzio mówił co innego – burknęła butnie, lecz mniej pewnie. 
– Więc albo nazmyślał, albo ma poważne problemy ze słuchem. Jak mógłbym nienawidzić narodu, który wydał takiego anioła jak pani? 
Spoglądała na niego równie zdezorientowana, co sceptyczna. Pomógł jej wkładać zakupy z powrotem do siatki. Miała ładne, smukłe dłonie. Zerkał na nią niepewnie co chwila, czekając, aż cokolwiek powie. Przygryzała wargi, marszcząc delikatnie brwi. 
– Przepraszam, że pana tak parszywie oceniłam. 
– W porządku. Władek oberwie za tę całą sytuację, już ja tego dopilnuję! 
Roześmiała się i wstała, a on odebrał od niej ciężkie siatki. Patrzyła na niego pierwszy raz tak zwyczajnie, że wprawiło go to w absolutny zachwyt. 
– To okropne, co czasami słyszę w radiu lub na ulicy. Pan sobie nie wyobraża, co czuję. 
– Proszę się nie przejmować – pocieszył ją. Spuściła smutno wzrok, który wcześniej spoczywał na oddalonym od nich słupie informacyjnym. 
– Pan mi się też podoba – przyznała się cicho. – I przykro mi było, jak słuchałam tego, co mówił Władek. Trochę mi nie pasowało to wszystko. Pan był dla mnie zawsze miły. 
Uśmiechnął się szeroko i zaproponował dziewczynie ramię, które z chęcią ujęła. 

1941 POLSKA WCIĄŻ JESZCZE WALCZĄCA 

Najukochańsza Irenko, 
Nie ma dnia, bym za Tobą nie tęsknił. Nie ma nocy, bym nie wspominał Twych dłoni, oczu, włosów. Nie ma chwili, bym ni martwił się o Ciebie. Nie ma wieczoru, bym się za Ciebie nie modlił. Nie ma oddechu, który nie byłby dla Ciebie, tak jak i nie ma uderzenia serca, które nie byłoby dedykowane Tobie. 
Najukochańsza Irenko, bez Ciebie nie ma świata. Bez Ciebie nie ma dnia i nie ma nocy, nie ma chwili i nie ma wieczoru, nie ma oddechu ani bicia serca. Jest tylko pustka. Lecz muszę być dzielny – kiedyś to się skończy. Przetrwamy wojnę i spotkamy się ponownie. I wtedy przypomnisz mi swoje dłonie, oczy i włosy, za którymi tęsknię tak bardzo… 
Ojciec chyba się domyśla. Wciąż o Tobie nie wie, lecz nie jest głupcem, widzi, że coś jest nie tak. Lecz nie mogę mu powiedzieć. Nie dlatego, że boję się wydziedziczenia – bo niewątpliwie by mnie to czekało – lecz dlatego, że jest on niebezpiecznym człowiekiem, a ja pragnę, byś była bezpieczna – a jesteś tak długo, jak nikt nie ma pojęcia o Twym istnieniu. Pamiętaj o tym, co Ci pisałem. Uważaj na siebie. 
Twój Tadeusz. 

Moja Irenko, 
Bardzo chciałbym wiedzieć, co u Ciebie, a nieprędko się dowiem! Byłem bliski poproszenia Cię o odpowiedź, lecz gdyby ojciec ujrzał list od Ciebie (a bywa, że sprawdza moją korespondencję) lub wpadłby on w niepowołane ręce, mój cały plan wziąłby w łeb. Nie masz pojęcia, jak za Tobą tęsknię. Nie masz pojęcia! 
Śniłaś mi się dzisiaj, moja ukochana. Wyobraź sobie mój zawód, gdy się obudziłem. Wyobraź sobie mój ból, gdy uświadomiłem sobie, że to tylko sen, a Ty jesteś daleko, daleko… A ja mogę do Ciebie jedynie wzdychać lub listy pisać! Kochana Irenko, czemu Bóg dał nam tylko te kilka dni w sierpniu ’37? Co podkusiło mnie, by zostać na wakacje rok później w Rzeszy? Gdybym wiedział, gdybym tylko wiedział, jak to się dalej potoczy…! Och, Irenko! 
Myśl o mnie, patrząc w niebo – jeśli i ja wtedy pomyślę o Tobie, także patrząc w gwiazdy, być może się usłyszymy? Tak wiele bym za to dał! Tak wiele… Ba! Wszystko, co mam. 
Szalejący z miłości Tadeusz. 

Najukochańsza Irenko, 
Dostałem podwójny awans – i tu, i tu! Wybacz, że piszę niejasno, lecz boję się, że list ów wpadnie w niepowołane ręce. Ty jednak wiesz, o co chodzi. 
Wybacz, że tak dawno nie pisałem, lecz chyba ktoś ma mnie na oku. Bardzo się spieszę, więc muszę kończyć. Twój na zawsze, 
Tadeusz. 

Najukochańsza Irenko, 
Dostałem wiadomość od pani Zofii o Twojej chorobie oraz o tym, co wydarzyło się w zeszły wtorek (16 czerwca). Mało brakowało, lecz najwyraźniej Bóg ma Cię w swojej opiece. Dziękuję Mu za to każdego dnia. 
Irenko, jest mi bez Ciebie bardzo ciężko. Moje zadanie jest coraz trudniejsze do wykonania. Niedługo będę pisał częściej i jaśniej, ponieważ prawdopodobnie znajdę pewniejszy sposób na dostarczanie Ci listów. Lecz wciąż zabraniam Ci na nie odpowiadać – nie mogę pozwolić, by ojciec lub ktokolwiek jego pokroju dowiedział się o Tobie. 
Kocham Cię, kocham Cię, kocham Cię, Irenko! Nie mam nawet Twojego zdjęcia – nie dałaś mi go! Ach, coraz trudniej mi spamiętać Twoje rysy – a były takie piękne… To pewnie dlatego tak szybko wspomnienie Twojej twarzy blednie w mej pamięci. Ach, a nawet gdybyś mi dała jakąś fotografię – nie mógłbym jej ze sobą nosić… Irenko, och, Irenko! 
Tadeusz. 

Kochana Irenko, 
Wraz z listem przesyłam Ci paczkę. Jeśli jej jeszcze nie otworzyłaś, zrób to natychmiast – jej zawartość z pewnością sprawi Ci ogromną przyjemność! Wiem, że na wsi mięsa pod dostatkiem, jednak tak pysznej kiełbasy nie ma nawet w Prosiakowie. Oprócz tego dołączam PRAWDZIWĄ czekoladę (co prawda niemiecką, jednak kradzioną, więc możesz spokojnie zjeść – nie zapłaciłem za nią ani grosza, chociaż mogłem!) i parę drobiazgów dla mojej anielicy. Wszystko, naturalnie, z Rzeszy – mówię to z ciężkim sercem. 
Ojciec wie, że pisuję listy do jakiejś kobiety, więc skłamałem, że do tej Niemki, Ingi, co ją poznałem w ’38 w Berlinie. Teraz już nie muszę się kryć z moim uczuciem – jedynie z ich obiektem. Lecz to niewielkie pocieszenie, ponieważ tak bardzo do Ciebie tęsknię! 
Mogę już nieco swobodniej pisać, więc powiem Ci, że Niemcy nie są głupi. O, co to, to nie! Ileż ja się musiałem napracować, by przestali być podejrzliwi, a wciąż haruję jak wół, by owego zaufania nie stracić. Chyba wyczuwają podskórnie, co jest na rzeczy. 
Ostatnio musiałem dać się zaciągnąć na jedną z ich ulubionych zabaw – wycieczkę do getta warszawskiego. Kochana Irenko, jak tam strasznie – trupy leżą na ulicach, a ludzie to sama skóra i kości – dosłownie! Coś strasznego… A oni tam zdjęcia robią i swoim rodzinom wysyłają, jak pamiątki z zoo. 
Cierpię bardzo w mojej pracy. Każdy by cierpiał. Chociaż kocham Cię jak nic innego na świecie, jest druga ważna Kobieta w moim życiu – Ojczyzna. A i do Niej tęsknie wzdycham, bo i Jej kochać mi nie wolno. Bogu dziękuję, że jesteś bezpieczna. Bóg nad Tobą czuwa. 
Miłujący Cię Tadeusz. 

Irenko moja najdroższa, 
NIECH ŻYJE POLSKA WALCZĄCA! Nawet nie masz pojęcia, jakim szczęśliwy. Patrząc na okupowaną Warszawę, zaczynałem powoli tracić nadzieję, że kiedykolwiek odzyskamy wolność, lecz ostatnio wstąpił we mnie nowy duch! Pierwszy raz od bardzo dawna czuję, że mamy szansę, że kiedyś Cię naprawdę ujrzę, przytulę, ucałuję i… sama wiesz, co jeszcze! Irenko, och, Irenko!!! 
Na co dzień nie mogę okazywać radości – boję się to robić nawet w samotności, bo ktoś mnie może obserwować. To straszne! Żyję w wiecznym strachu, że ktoś na mnie patrzy. Lecz myśl o Tobie podtrzymuje mnie na duchu. Wyobraź sobie – już niedługo się zobaczymy. Jak połączymy siły polskie z radzieckimi, rozgromimy Szwabów w trymiga! Zobaczysz, kochana, nie minie rok, a będziemy spacerować po Ogrodzie Saskim, jako małżeństwo najprawdziwsze, a wtedy już nigdy nie wypuszczę Cię z ramion! Kochana, och, kochana! 
Uradowany Tadeusz. 

Irenko, 
Kocham Cię, kocham Cię, kocham Cię, kocham Cię, kocham Cię, kocham Cię, kocham Cię, kocham Cię, kocham Cię, kocham Cię, kocham Cię, kocham Cię, kocham Cię, kocham Cię, kocham Cię, kocham Cię, kocham Cię, kocham Cię, kocham Cię, kocham Cię, kocham Cię, kocham Cię, kocham Cię, kocham Cię najmocniej na świecie!!! 
Twój Tadeusz. 

PS SMACZNEGO 
PPS Na wypadek, gdybyś go nie zauważyła – w kopercie jest jeszcze rysunek. 

Irenko moja… 
Obudziłem się rano i przypomniałem sobie Twój zapach… A wraz z nim przyszło wszystko: Twoje oczy, piękne, ciemne oczy, pachnące, długie włosy (nawet nie masz pojęcia, jak je uwielbiałem! I uwielbiam wciąż, nigdy nie pozwolę Ci ich ściąć), Twoje drobne, szczupłe dłonie… Pamiętam, jak mnie dotykałaś, pamiętam smak Twych cudownych ust… Mieszały mi się wtedy wszystkie zmysły, kochana, i mieszają mi się teraz, lecz pragnę Cię jak nigdy!!! 
Jeśli i Ty za mną tęsknisz i kochasz mnie tak mocno, i tak bardzo mnie pragniesz, i tak bardzo czekasz – to zadzwoń, jeśli możesz (pani Zofia zna numer), lecz nie mów nic, bo ktoś może słyszeć lub ktoś nieodpowiedni odebrać. Zadzwoń i nie szepnij słówka – będę wiedział, że to Ty! Zrozumiem jednak, jeśli Twe uczucie wygasło… Nie rób więc tego z litości. 
Rozgorączkowany Tadeusz. 

Kochana Irenko, 
Błagam Cię chociaż o jedno słówko. Napisz do mnie, kochana, tak bardzo tęsknię! Dziękuję Ci za ten telefon – jeśli się nie domyśliłaś, to ja go odebrałem. Dziękuję Ci, kochana, dałaś mi nadzieję, że moje uczucie ma sens… 
Przyjdzie do Ciebie pani Frania z tym listem, co go właśnie piszę, a wtedy (jeśli oczywiście zechcesz do mnie pisać) ona poda Ci wszelakie instrukcje, co masz zrobić. Kochana, sprawiłabyś mi tym taką ogromną przyjemność!!! 
Tadeusz. 

Irenko moja najdroższa, 
Spieszę się, więc krótko. Nie mogę więcej do Ciebie pisać. Pani Frania wpadła, nie wiem więc, czy i co pisałaś. Podejrzewają mnie. Są kłopoty. To mój ostatni list na razie. Boję się, że się domyślą. Muszę na nowo zdobyć zaufanie. Ojciec wie o Tobie. Wpadł w szał. Nie pisnąłem słówka. Pani Zofia wie, co robić. 
Muszę zrobić coś wielkiego, by się uwiarygodnić. Mam plan, lecz jest straszny. I tak mam już krew na rękach, lecz krew rodaka to co innego. Nie mam jednak wyboru. 
Ku chwale Ojczyzny. 
Tadeusz. 

1945 INNEGO KOŃCA ŚWIATA NIE BĘDZIE** 

Patrzę w Twoje oczy. Inaczej je zapamiętałam… Inne były na fotografiach, które mi po Tobie pozostały. Teraz czuję się, jakbym spoglądała w oczy umarłego – i wiem, że to w dużej mierze prawda. Ujmujesz moją dłoń w swoją i składasz na niej pocałunek. Przez Twą pokiereszowaną twarz przebiega cień; uśmiechasz się do mnie, lecz jakoś pół-martwo. 
Patrzę na Twoje dłonie. Są duże i szorstkie, tak jak pamiętałam, lecz teraz także bardzo zdeformowane: masz na nich ślady przypaleń, brakuje dwóch całych palców prawej ręki, a na lewej nie masz paznokci. Podnoszę niepewnie wzrok. Pozwalasz mi patrzeć, jakbyś czekał na werdykt. Dopiero zauważyłam, że lewe oko nie widzi. Kto Ci to zrobił? Kto zdeformował Twoje rysy? Kto odciął kawałek ucha? 
Masz krótko ścięte włosy, więc dostrzegam blizny na Twej głowie. Mniejsze, większe, dłuższe, krótsze, głębsze, płytsze, świeższe i dawno zagojone. Ty też milczysz – p o w i e d z c o ś, bo zapomniałam, jak brzmi Twój głos. 

– Irenko… 
– Tadeuszku… 

Widzę Cię i dotykam po ośmiu latach od rozstania. Chociaż wspomnienie Twojego siedemnastoletniego ciała mocno zblakło w mej głowie, to widzę różnice. Jesteś teraz kobietą. Włosy masz takie, jakie były – lecz dłuższe. Sięgam dłonią w ich kierunku. Są piękne. 
Twoje ciało jest pełniejsze, a buzia dojrzalsza. I znów to we mnie uderza: jesteś już kobietą. 
Masz drobne zmarszczki wokół oczu i ust, chociaż nieco poszarzałą skórę – jakbyś rzadko widywała słońce. Może tak nawet było – siedziałaś w ukryciu. I oto jesteś. 
Przeraża mnie to, lecz czuję rozczarowanie. Do innej Irenki wzdychałem, do innej Irenki pisałem listy. Młodszej, słodkiej i nieświadomej życia. Chciałem Ci pokazać świat, lecz nie zdążyłem. Straciłem osiem lat Twej młodości, lecz chyba egoistycznie pragnąłem, byś na zawsze pozostała taka, jaka byłaś w lecie 1937 roku. 

Miałeś być inny. Miałeś wrócić dumny i podrzucać mnie do góry z radości. Miałam rzucić Ci się w ramiona. Mieliśmy skakać, piszczeć, płakać, całować, bez opamiętania krzyczeć i śmiać się – jak dzieci. Lecz ani ja, ani Ty nie jesteśmy już dziećmi. 

– Żegnaliśmy się w wolnej Polsce, a witamy w Polsce umarłej, Irenko… 
– Nie, kochany… Poznaliśmy się w wolnej Polsce i w niej umarliśmy. 

Patrzę w Twoje oczy i już wiem, że nic nie będzie takie, jak dawniej. Musimy z tym żyć, kochana. Ty też to rozumiesz. Nachylam się i całuję Cię w szyję. W ułamku sekundy oplatasz ręce wokół mojego karku i przyciskasz swoje ciało do mojego. Czuję Twoje wargi na policzku, szczęce, skroni… Biorę Cię na ręce i zanoszę gdzieś przed siebie, gdzieś po schodach, gdzieś na łóżko. Moment – i nie mam na sobie koszuli. 

Nad lewym obojczykiem ślad po kuli. Przyciskasz mnie do siebie, całujesz i pieścisz, lecz kolejne rany i ślady wojny nie pozwalają mi o sobie zapomnieć. Są wszędzie: na twarzy, szyi, ramionach, brzuchu i nogach. Jak Tyś to zniósł? Czy to z miłości to wszystko przetrwałeś? Czy dlatego, bo trzeba? A jak z miłości – to do której z nas? 
Tak, pamiętam. Powiedziałeś mi kiedyś, że masz inną kobietę. Dla Niej dałeś się poćwiartować, a dla mnie to przeżyłeś. Teraz już to wiem – i obydwie czujemy się zdradzone. Ona by chciała, byś dla Niej zginął – ja pragnę, byś za Nią nigdy walczyć nie zaczął. 
I tak umarła – więc po co to było? 
Ale przecież ja też już umarłam. 

Jest już późna noc, a Ty szepczesz coś do mnie. To bełkot, nie rozumiem go, zwyczajne historyjki o niczym. Nie potrafię Cię słuchać, bo ogarnia mnie pustka rozczarowania i lęku – lęku przed tym, że nic już nie będzie takie, jak w marzeniach. 

– Irenko… Odpisałaś Ty coś do mnie wtedy? Wiesz, gdy łączniczka wpadła. Pisałaś? 
– Pisałam… 

Wstaję i zaczynam grzebać w szufladzie biurka. Mam tam wszystkie Twoje listy. Nie muszę ich zresztą trzymać – znam każdy na pamięć. Były dla mnie największym ukojeniem w te zimne, okupowane noce. O, to ten. 
Prostuję kartkę i patrzę na nakreślone na szybko słowa – brudnopis. Plamy z atramentu, ślady łez, rozedrgana ręka autorki – to wszystko przypomina mi, jak bardzo za Tobą tęskniłam i jak bardzo pragnęłam Twego powrotu, który okazał się rozczarowaniem. 
Czytam Ci na głos. 

Tadeuszu ukochany, 
Jakże mogłabym o Tobie zapomnieć? Jakże mogłabym przestać Cię kochać? Musiałabym wtedy i przestać oddychać. Jakże mogłeś posądzić mnie o coś takiego – czyżem nie dała Ci prawdziwego dowodu miłości cztery lata temu? 
Tadeuszku mój kochany, z podziwem czytam listy Twoje o tym, co robisz. Jestem z Ciebie dumna. Która kobieta nie chciałaby mężczyzny tak dzielnego, sprytnego i jednocześnie tak odważnie śmiejącego się wrogowi w twarz? Podziwiam też, jak znosisz wszystko, co się wokół dzieje, presję oraz niebezpieczeństwo Twej pracy. (Tak, pani Zofia, jak widać, wyjaśniła mi zasady i podała instrukcje). 
Jest mi tu dobrze. Pani Zofia jest kochana, że się tak dla mnie naraża. Raz przecież, w czerwcu, wydarzyło się, że mogła przypłacić to życiem, lecz Bóg nad nami czuwa. Jestem wdzięczna Mu za każdy nowy dzień. 
Dziękuję Ci za podarunki. Szczerze mówiąc, mało mnie obchodzi ich pochodzenie – wbrew pozorom, mimo że wieś, to nie żyje się tu najlepiej. Każdy każdemu na ręce patrzy, a żeby wyżyć, to wszystko prawie sprzedać trzeba. 
Tadeuszku mój, tęsknię za Tobą tak bardzo, że nie jestem w stanie wyrazić tego słowami, a kocham tak mocno, że nie ukażą tej siły nawet czyny. Myślę o Tobie każdego dnia i każdej nocy, a pani Zofia się śmieje, że wszystkie okna zachuchałam od wzdychania. (To tak pół-żartem, coby nie wpaść w zbyt poważny nastrój – bo wiem, że w pracy nieczęsto masz powody do śmiechu). 
Kończę, bo pani Zofia krzyczy, że jak tak dalej pójdzie, to nasz „listonosz” będzie musiał list na raty donosić, bo taki obszerny. Jak się wreszcie spotkamy, to chyba mi się buzia nie zamknie – mam Ci tyle do powiedzenia! Kocham Cię najmocniej na świecie!!! 
Miłująca Cię Irena. 

Podnoszę niepewnie wzrok i patrzę Ci w oczy. Są zaszklone łzami. Mój Boże, Ty płaczesz…! Podchodzę do łóżka, na którym leżysz, i dotykam Twojego policzka. Jest poraniony, lecz już zabliźniony, a teraz spływa po nim łza, samotna i brutalna, bo ryjąca nowe bruzdy na pooranej przez wojnę twarzy. Policzek masz szorstki od wyrastającego na nowo, twardego zarostu. Gdy go dotykam, sięgasz po moją dłoń swoją okaleczoną ręką, podnosisz ją do ust i całujesz, a kolejne łzy spływają z Twych oczu. 
Przyciskam Twoją głowę do piersi – w nich chowasz twarz i płaczesz. Niewiele rozumiem z tego, co mówisz, to jakieś niepojęte dla mnie historie, są brutalne i bolesne. Nie mogę ich słuchać, lecz pozwalam Ci mówić. Opowiadasz mi wreszcie, co było dalej – jak Cię zdemaskowali i torturowali, lecz to nie Niemcy Cię tak urządzili. Nie, ich robota to tylko kilka blizn na twarzy, lecz głównie siniaki, potworne obrzęki na całym ciele, po których nie ma już śladu – jest tylko bolesne wspomnienie. 
Opowiadasz mi o czerwonych zwierzętach, które Cię potem pojmały i głodziły, zmuszały do ciężkich robót, a za nieposłuszeństwa lub milczenie tak obrzydliwie karały. Nie mogę tego słuchać, nie potrafię. Lecz nie mam serca, by Ci przerwać. 
Gdy zrzuciłeś ten ciężar i na moje barki, gdy skończyłeś swą opowieść, podniosłeś głowę, a na Twej twarzy nie było łez, jedynie ból. Spoglądam w Twoje oczy i czuję wreszcie, że żyjesz, jesteś tu, kochasz mnie i pragniesz, a ja Cię tak brutalnie rozczarowałam. 

Dlaczego płaczesz, kochana? Zasłaniasz usta dłonią, a policzki masz we łzach. Przestań, głupia, to już przeszłość, pozostały po niej już tylko wspomnienia oraz demony, które czasami nam będzie wysyłać. Jeśli mnie zechcesz, to razem je pokonamy. Musimy być dzielni. Uśmiecham się, a Ty odwzajemniasz uśmiech – dopiero teraz czuję, że żyjesz, że jesteś tu, kochasz mnie i pragniesz, a ja Cię tak brutalnie rozczarowałem. 



Nie chcieliśmy jutra. Wymagało życia; wymagało tego, by się zmierzyć z rzeczywistością. Jutro trzeba wstać i żyć… Nie, już nie żyć, bośmy pomarli; jutro j a k o ś t o b ę d z i e. Więc jutro trzeba nam wstać i j a k o ś b y ć. Mamy na to siłę? Tak, mamy – na bylejakość zawsze się znajdzie. Pochowałam chłopca osiem lat temu. Pochowałem dziewczynę gdzieś w ’37. Nosimy te dwa groby przy sobie. Niezauważalnie nadszedł mały koniec świata, lecz nasz Sąd Ostateczny trwać będzie jeszcze wiele, wiele lat. 
Niech czas będzie więc naszą pokutą. 

Przystojniej byłoby nie żyć. A żyć nie jest przystojnie, 
Powiada ten, kto wrócił po bardzo wielu latach 
Do miasta swojej młodości. Nie było nikogo 
Z tych, którzy kiedyś chodzili tymi ulicami, 
I teraz nic nie mieli oprócz jego oczu.[…] 
— Czesław Miłosz, Miasto młodości


* Obóz Narodowo-Radykalny „Falanga” – polska organizacja faszystowska, powstała wiosną 1935. Czytaj więcej...
** Czesław Miłosz Piosenka o końcu świata. 

17 komentarzy:

  1. Wydaje mi się, że popełniłaś błąd rzeczowy. Z tego co wiem, ortodoksyjni Żydzi mogą jeść mięso tylko z uboju rytualnego według tradycji judaistycznej (przeprowadzonego na zwierzęciu nieznieczulonym, nieogłuszonym). A on jej przesyła kiełbasę... Wątpliwe trochę, gdzie niby taką dostał w czasach, gdy Żydzi byli prześladowani? (Jeśli chodzi o tę kwestię, to akurat słusznie, tak swoją drogą. Ale oczywiście zdaję sobie sprawę, że naziści mieli też inne pobudki, więc nie usprawiedliwiam ich.)

    Jak zwykle dobrze napisane, można się jedynie pogubić w tych przeskokach, gdy Irena i Tadeusz wypowiadają się na przemian.

    Na plus zaliczyć można nietuzinkowe ujęcie ponownego spotkania bohaterów. To rozczarowanie, nieumiejętność przyzwyczajenia się do drugiej osoby takiej, jak jest teraz.

    A na minus - że w zasadzie jedynym wątkiem tutaj jest miłość. Nie ma żadnego łamania stereotypów, przedstawiania rzeczywistości z jakiejś innej perspektywy - ot, po prostu romans. Rozumiem oczywiście, że to był temat tej miniaturki i nie mogę wyżej wymienionych zarzutów Ci stawiać. Po prostu akurat taka tematyka nie do końca trafia w moje preferencje, to wszystko. ;)

    I jak zwykle brak czytelników... :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, z tą kiełbasą nie pomyślałam, ale co ciekawe, czytało to już sporo osób i nikt nie zauważył :) Mogę na swoją obronę tylko powiedzieć że Irena żyła po swojemu, zresztą z przyzwoleniem własnych rodziców.
      Jeśli chodzi o sam wątek romantyczny to byłoby tu dziesięć innych, zapewne dramatycznych, kryminalnych, ideologicznych i sensacyjnych, gdyby nie fakt, że musiałam się zmieścić w 10 stronach. I tak limit przekroczyłam... Tak już mam, że jestem gadułą i niczego sensownego nie zmieszczę w kilku stronach :(
      Co do zakończenia, to zawsze staram się napisać coś o takim słodko-gorzkim finiszu. Prawdziwa miłość przetrwa wszystko, nawet tak bolesne zderzenie z niechcianą rzeczywistością.
      Dziękuję za ekspresową opinię :)) A do liczby czytelników już przywykłam, zresztą i taka mnie niezmiernie cieszy :))

      Usuń
  2. A dlaczego zamierzasz przystopować z publikowaniem "Surowicy"? Martwi mnie to :(
    Swoją drogą, założyłam bloga na blogspocie... kurde, bez porównania z Onetem!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No pewnie że bez porównania!!! Niebo a ziemia :)
      Chcę zwolnić, ponieważ mam już tylko 11 rozdziałów zapasu, a ja niestety rozdziały piszę bardzo długo i wolę wstawiać jeden rozdział co 2-3 tygodnie niż na początku co tydzień a potem co półtora miesiąca... Szkoła zabija we mnie wenę :(
      Poza tym... Jak widzisz, prawie nikt tego nie czyta, więc po co tak pędzić i tylko czytelników trafić (łatwiej nadrobić 6 rozdziałów niż 12).
      Podrzuć adres jak skończysz "remonty" :)

      Usuń
    2. Tracić* a nie trafić... I ilość zjedzonych przecinków mnie przeraża. Idę spać.

      Usuń
  3. Blog został oceniony na Literackiej Krytyce pod numerem [518]. Serdecznie zapraszam do zapoznania się z oceną!

    OdpowiedzUsuń
  4. [Przekroczyłam limit znaków, muszą być dwa komentarze -.-]

    Dobry wieczór!
    Tak, to ja, zjawiłam się wreszcie. Na początku ośmielę się zapytać: czy Ty nie jesteś przypadkiem użytkowniczką forum o "Zmierzchu"? Twilightseries? Wchodzę tam czasem, bo teksty można znaleźć genialne, i ten także widziałam. ^^
    Hm, może najpierw słówko o "Surowicy". Po kolei, po kolei, zacznę od bohaterów. Iwan... Ach, Iwan! Suszak, czy Ty mi czytasz w myślach?! *-* Iwan jest spełnieniem moich literackich marzeń. Taki nieidealny ideał. Może ta sympatia wzięła się stąd, że miłuję mężczyzn złych, niedobrych i wrednych? Ciekawi Emilkę - i ta jej ciekawość jest w pełni uzasadniona, bo stworzyłaś bohatera naprawdę niezwykle intrygującego. Jest w nim Coś - Coś pisane przez duże "C" - co przyciąga, co skłania do pochylenia się nad tym bohaterem, poświęcenia mu dłuższej chwili. Emilka sprawia wrażenie trochę buńczucznego dziewczęcia i, prawdę mówiąc, niezbyt ją lubię, raczej jedynie toleruję. Za to jej matka wyszła Ci genialnie. Widać to w zachowaniu, w słowach, jakie wypowiada; jakbyś "wyjęła" ją prosto z lat 20. czy 30. Krzysztof także pasuje do tamtych czasów, ludzi, o czym świadczy chęć odzyskania majątku. Za wszelką cenę. Podoba mi się, jak wykreowałaś Lucynę - taka zastraszone, głupie dziewczę. Te postaci zwróciły moją szczególną uwagę, choć reszta także jest stworzona dobrze. Zapamiętałam imiona, a to w moim przypadku znaczny sukces ;D. Styl masz niezwykle ładny, wystylizowany na stare lata, nasiąknięty odpowiednim klimatem. Ładnie dobierasz słowa w opisach, tworzysz ciekawe porównania i, co najważniejsze, nie zanudzasz. Wyczuwam ciekawy wątek kryminalny i liczę na to, że wątek zaintrygowania Emilki panem Iwanem będzie poprowadzony równie dobrze jak dotychczas.

    OdpowiedzUsuń
  5. Słówko na temat "Prologu": kiedyś napisałam opowiadanie dotyczące pewnej rodzinki. Zaczęłam od opisu jej członków właśnie i, delikatnie mówiąc, oberwało mi się trochę od pewnej osoby, bardziej doświadczonej niż ja. ;) Żyłam w przekonaniu, że to zabronione, ale nagle przyszła taka Suszak i mi udowodniła, że można opisać kilka postaci z rzędu i nie zanudzić. Bardzo mi się to spodobało, bardzo.
    Wiesz, ja nawet nie wiem, co Ci mam poradzić, co więcej rzec, co skomplementować bądź, dla odmiany, skrytykować. "Surowica" przypadła mi do gustu, to pewne, przypomina mi listopadowe wieczory spędzone z książkami Dołęgi-Mostowicza w rękach. Jest klimat, są ciekawi bohaterowie, są dawne lata, po prostu wszystko, czego oczekuję od nie tylko blogów, ale i książek.
    Ekhm, uwaga, teraz wyrażę swoje zdanie na temat powyższej miniaturki. Pozwól, że podzielę tę opinię na trzy części, każda przyporządkowana kolejnym latom. 37 - nieco nie rozumiem zachowania Ireny i Władka. Ireny - bo zachowuje się dziwnie, nie chce rozmawiać nawet z przyjacielem Władzia, ucieka, broni się przed jakimkolwiek kontaktem. Ja rozumiem, że to specyficzny czas, że może nie ufać Tadeuszowi, ale jej zachowanie jest, mówiąc kolokwialnie, "dzikie". Władek - mimo bliskich kontaktów z Tadeuszem - traktuje go jak zdeklarowanego nazistę, takie odniosłam wrażenie. Sądzę, że nie powinien. W porządku, może wstydzi się Ireny, tego, że ją zna, że są rodziną, ale nie sądzę, żeby młody Skowroński dawał swoją postawą do zrozumienia, że popiera Hitlera. Może Władzio słyszał pogłoski, może ktoś mu coś powiedział, może ojciec Tadzia się chwalił poglądami swoimi i - jak mniemał - syna, ale trochę kręcę nosem na tę podejrzliwość.
    41 - listy Tadeusza są wspaniałe. Uwielbiam takie epistolarne wstawki, nawet powieści, choć to wydaje mi się trudną sztuką - napisać list w imieniu bohatera i nie sprawić, że czytelnik pogubi się w wydarzeniach.
    45 - przyznam szczerze, że uroniłam parę łez. Od tego fragmentu bije wręcz rozczarowanie, niemoc, bezsilność, uczucia Irenki i Tadeusza są namacalne, realne, prawdziwe, przeszywające. Żałuję, że ta miniaturka jest tak krótka, bo chętnie ujrzałabym rozwinięcie tej części. Choć może to i nawet lepiej... Z doświadczenia wiem, że wydłużanie zakończonych już i pełnych opowieści to kiepski pomysł. ;)
    Wybaaaaaaacz, ale nie odpowiadam za powyższy bełkot! XD Jestem po spotkaniu do bierzmowania i mimo deklarowania się jako katoliczka nie jestem w stanie spokojnie patrzeć na księdza, który myli Ruś i ZSRR.
    Pozdrawiam serdecznie,
    pieriestrojka.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękuję bardzo za taki treściwy, wyczerpujący komentarz! :) Owszem, na twilightseries jestem zarejestrowana i tam zamieszczałam jak dotąd swoje teksty, jednak jako że upadło, zmieniłam gniazdko i jest mi tu całkiem przytulnie. Cieszę się, że tak wiele aspektów mojej pisaniny przypadło Ci do gustu i liczę, że nie zawiodę Twoich oczekiwań :)) Pozdrawiam!
    PS A co do Ireny - a nie można być po prostu dzikusem? :) Tak bez żadnego "drugiego dna". Są tacy ludzie! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, upadło? A szkoda, szkoda. Mimo tematyki, którą średnio lubię, przypadło mi to forum do gustu, można je nawet określić jako "wylęgarnię talentów". ^^ Bardzo zdolne osoby tam spotkałam.
      Hm, no niby może, ale ja nigdy nie rozumiałam i nie spotkałam aż tak zamkniętych w sobie ludzi. ;>

      Usuń
    2. Tak, na twsie było mnóstwo zdolnych ludzi, aż dziw, że zebrali się pod tak kiczowatym szyldem... :)

      Usuń
    3. Ano fakt, ale to raczej cieszy niż smuci. ;D

      Usuń
  7. Jako, że obiecałam jeszcze kiedyś zerknąć, właśnie zerkam z łezką w kąciku oka. Wiem, obiecałam przeczytać "surowicę", ale to dopiero w wakacje, póki jeszcze szkoła, dostrzegłam jeszcze jedną miniaturkę, która była tak samo dobra, a może i nawet lepsza od "Urszulki".
    Z ręką na sercu przyznam, że nie jestem fanatykiem historii, zwłaszcza jeśli nauka jej przychodzi mi z wielkim trudem i zazwyczaj moje wszelakie próby spalają na panewce, dlatego też rzadko, a tak naprawdę nigdy nie sięgnęłam po lekturę "opowiadania historycznego" i teraz mocno żałuję, biorąc pod uwagę tą i tamtą miniaturkę.
    Potrafisz w tak łatwy sposób przenieść mnie do świata Polski za czasów II wojny światowej, i nie mogę wyjść zachwytu. Teraz sama sobie się dziwię, że nie przeczytałam twojego bloga nieco wcześniej, zważywszy na fakt, że udawało mi się na niego wpadać na zbyt często. Zrządzenie losy, aż chciałoby się rzec.
    Historia Tadeusza i Irenki była jak z kart historii wyjęta, i osobiście ja potrafiłam z łatwością oddać się atmosferze minionych czasów i przenieść się do ich świata, a właściwie nie tyle co ich, a naszego dawnego narodu. Pozwól, że znów nieco cię po zanudzam swoim wywodami.
    Z początku myślałam, że Tadek będzie osobą, która daje się sterować przez ojca, zafascynowanego nazizmem, ale nic bardziej mylnego! Trochę smutno mi się zrobiła, gdy Irenka omijała go szerokim łukiem i uciekała, gdy pojawiał się na horyzoncie. I myślałam, że wszystko spełznie na niczym, gdy stał przy tym plakacie, a dziewczyna pomyślała to co pomyślała i wcale ją za to nie winię, bo to właśnie tak wyglądała. Ale mimo wszystko, pierwszy raz w życiu, cieszę się, że była taka "łatwowierna". Znaczy szybko głównemu bohaterowi uwierzyła i obyło się bez nie potrzebnych "dramatów" i wszystko przebiegło ładnie i płynnie.
    Listy, które do niej pisał, był tak nostalgicznie, że czułam jak leska pociekła mi po policzku. Och, i pomyślałam wówczas, że twój Tadeusz ma zadatki na romantyka, bo tęskni szalenie, usycha bo jej nie ma, nie widzi jej i nie może do niej wzdychać, prosi aby nie pisała, ale po kilku miesiącach nie wytrzymuje i błaga o jedną wiadomość, bo nie może już żyć, bo zapomina. To było takie piękne i prawdziwe. Pokazuje, że nawet najpiękniejsza miłość może zatrzeć swe kontury.
    Irenka natomiast to osóbka bardzo delikatna, którą dosyć szybko polubiłam. I wcale się nie dziwię, że była bardzo nieufna w stosunku do otaczającego jej świata skoro na co dzień słyszała i widziała tyle okropności. Przecież dobrze zdawało sobie sprawę jakie to niebezpieczne być Żydówką w czasie nazizmu. Przecież tak niewiele brakowało i mogli ją albo zabić albo odesłać na zesłanie... choć była zesłana, sądząc po jej wyglądzie. Chyba, że były to przymusowe roboty? Wybacz, naprawdę mi wybacz, tak kiepską znajomość historii.
    Władek natomiast zdecydowanie nie przypadł mi do gustu, był dziwnym materiałem na przyjaciele, zważywszy na fakt, że widział Tadeusza w całkiem czarnym świetle, ba, tak jakby jego przyjaciel już dawno służył wrogowi i tylko czekał na odpowiedni moment by zgładzić Irenkę i resztę jego rodziny.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ojciec Tadeusza wydawał się być po prostu dzieckiem, dużym, zastraszonym dzieckiem, który nagle sięgnął po „księgę zakazaną” i mimowolnie zaczął fascynować się Hitlerem i jego światopoglądem. Ba! Miałam wrażenie, że skoro jest „chodzącym złem”, musi także przybrać imię tego zła, dlatego też zaczął naciskać tak strasznie na Tadeusza. Choć z drugiej strony mógł się po prostu przejmować losami swojego syna, choć w tą wersją szczerze wątpię, zwłaszcza, że własne dziecko spostrzegało go tak a nie inaczej. Czyżby śmierć żony wywarła na nim takie piętno?
    Końcówka... Zaskoczyłaś mnie, bardzo mnie zaskoczyłaś, bo myślałam, że i tym razem uśmiercić. Myślałam, że będzie to Irenka umierająca z rąk hitlerowców, ale cieszę się, ogromnie się cieszę, że jakoś udało im się spotkać, mimo, że nie byli to już oni młodzi, marzący, pełni sił i zdrowia, aby przeciwstawić się nowemu jutru i zrobić wszystko, aby wywalczyć wolność ojczyzny.
    Jednakże na swój własny sposób umarli i pewnie dlatego łezka mi się oku zapodziała. Wiersz Czesława Miłosza, zwłaszcza ten fragment "Przystojniej byłoby nie żyć. A żyć nie jest przystojnie, /Powiada ten, kto wrócił po bardzo wielu latach /Do miasta swojej młodości (…) " jest doskonałym podsumowaniem i komentarzem do tej miniaturki.
    Na prawdę nie mogę się doczekać, aż zatopię się w lekturze "surowicy", drogi suszaku. Jednak póki co kończę ten mój dziwny, pozbawiony ładu i składu komentarz i pozdrawiam mocno i gorąco, z niecierpliwością czekając, aż poczęstujesz mnie kolejną miniaturką.

    Ja ne, Kanko.

    OdpowiedzUsuń
  9. Irenka nie została zesłana. Przechowywała ją na strychu w ukryciu pani Zofia przez cały okres okupacji. Wydawało mi się, że nakreśliłam to dosyć jasno :) Nie widziała bardzo długo słońca, ponieważ nikt nie chciał ryzykować, że ktoś dostrzeże obcą osobę w domu.
    Wiersz Miłosza jest przepiękny i to on zainspirował mnie do zakończenia miniaturki w taki a nie inny sposób. Cieszę się niezmiernie, że tu zajrzałaś, cieszę się także, że udaje mi się chociaż maleńki odsetek blogosfery przekonać do takich "opowieści w sepii" i historii. Sama nie jestem z niej orłem, jednak fascynuje mnie zawsze, jak bardzo nie różnimy się od ludzi żyjących dawno przed nami, chociaż wydawać by się mogło inaczej... Tak czy inaczej dziękuję i czekam na Ciebie pod "Surowicą". Pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
  10. Miniaturka bardzo ale to bardzo ładnie napisana ;)
    Tylko muszę się doczepić jednego (ale dla mnie bardzo ważnego) szczegółu. Falana to owszem, organizacja prawicowa, mająca m.in na celu wysiedlenia Żydów z ówczesnej II RP. Jednak Falangiści nie lubili Hitlera i w gruncie rzeczy, nie mieli nic ze sobą wspólnego, bo dla nazistów najważniejsza była rasa - aryjska a narodowcy na pierwszym miejscu stawiali naród - jako zbiornik najwyższych wartości ;)
    A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz mnie. Nie miałam pojęcia. Szczerze mówiąc, uznałam, że Falangiści liczyli na przychylność Hitlera, skoro cele właściwie te same. Coś potem pomyślę, aby to poprawić. Dzięki :))

      Usuń

Nad ranem

Śpisz jeszcze... Na twych rzęsach — skra drobna poranku.
Strachy śnią się twej dłoni — bo i drga i pała.
Oddychaj tak — bez końca. Czaruj — bez ustanku.
Kocham oddech twej piersi, ruch śpiącego ciała.

Ileż lat już minęło od pierwszej pieszczoty?
Ile dni od ostatniej upływa niedoli?
Co nas wczoraj — smuciło? Co jutro — zaboli?
I czy zabraknie nam kiedyś do szczęścia ochoty?

Przyjdzie noc o źrenicach zaświatowo łanich
I spojrzy — i zabije... Polegniem — snem czynni...
Jak to? Więc musim umrzeć tak samo jak inni?
Jak ci — choćby z przeciwka?... Pomódlmy się za nich...

Bolesław Leśmian, Nad ranem